• Tutaj jesteś:
  • Strona główna
  • NIEMYSŁOWICE W OKRESIE II WOJNY ŚWIATOWEJ

NIEMYSŁOWICE W OKRESIE II WOJNY ŚWIATOWEJ

Początek roku 1939 przyniósł wsi i parafii poważne zmiany. Hitlerowskie Niemcy wypowiedziały wojnę Polsce, a w następnych latach zaatakowały państwa Europy Zachodniej oraz Związek Radziecki. Wszystkie dziedziny życia społecznego i gospodarczego podporządkowane zostały wojnie. Pogorszyła się sytuacja zaopatrzeniowa. Władze wprowadziły kartki żywnościowe oraz talony odzieżowe.

Skąpe przydziały kilkudziesięciu kilogramów węgla nie ułatwiały życia podczas surowych wojennych zim. Po zwycięskiej kampanii 1940 roku od 21 lipca do 4 sierpnia w Niemysłowiach zakwaterowano na wypoczynek na koszt mieszkańców kompanię wojska. Zimą z 1941 na 1942 rok we wsi przeprowadzono zbiórkę odzieży zimowej dla walczących żołnierzy na froncie wschodnim. Ostre zimy w 1941 i 1942 oraz susza w okresie lata 1943 roku pogorszyły jeszcze bardziej i tak już trudną sytuację gospodarczą. Niezadowolenie wzbudzały coraz wyższe kontyngenty dla wojska. Do tego dochodzi konflikt pomiędzy władzą a Kościołem. Rozpoczął się on jeszcze w lutym 1939 roku, kiedy to władze zakazały nauczycielom i uczniom brania udziału w obchodach kościelnych podczas trwania zajęć w szkole. Z dniem 1 kwietnia 1939 r. zakazano nauczania religii w szkole. W związku z tym wprowadzono katechizację parafialną. Kolejnym poważnym krokiem wymierzonym w społeczność katolicką była likwidacja osobnych szkół wyznaniowych i stworzenie jednej – mieszanej międzywyznaniowej. Uczęszczało do niej ponad 180. uczniów, z czego 30. to ewangelicy, pozostali to katolicy. Mimo protestów rodziców i księdza Hirscha władze nie odstąpiły od swej decyzji. Następnie w związku z potrzebami wojennymi zakazano organizowania jakichkolwiek uroczystości i świąt kościelnych we wszystkie dni tygodnia, i przeniesiono je na niedziele. Za łamanie zakazu groziła grzywna, a nawet więzienie. Pierwsze obostrzenie dotyczyło Bożego Ciała w 1940 roku, kiedy to święto przeniesiono z tradycyjnego czwartku na niedzielę. W następnych latach procesje Bożego Ciała odbywały się wokół kościoła bez modlitw przy ołtarzach, których budowy również władze zabroniły. Przez kolejne lata wojny obchodzenie wszystkich świąt przesunięto na niedziele, lub godziny wieczorne, by „nie osłabiać potencjału i potrzeb wojenno – gospodarczych państwa niemieckiego”. Nawet Pierwsze Komunie Święte podczas wojny miały miejsce popołudniami. Musiano zrezygnować nawet z tradycyjnego poczęstunku dla dzieci komunijnych.

Pod koniec 1939 roku w Niemysłowiacach pojawili się pierwsi robotnicy przymusowi. Byli to Polacy z Polski centralnej, z tzw. Generalnego Gubernatorstwa. Pracowali na gospodarstwach rolnych i w folwarku. Wkrótce dołączyli do nich Francuzi, Ukraińcy, Rosjanie. Dla nich w kościele w co drugą niedzielę odbywały się msze święte.

Udział w wojnie mieszkańców wsi łączył się i z ofiarami. Pierwszym poległym był Rudolf Metzner, który zginął 19 września 1939 roku podczas walk w Polsce. Podczas kampanii wojennej na Zachodzie poległo 2 mieszkańców wsi. Zabitych przybyło w 1941 roku. Podczas walk na ziemiach Związku Radzieckiego życie straciło 13. żołnierzy. Największy wstrząs nastąpił jednak na wieść o śmierci syna patrona kościoła w Niemysłowicach Hermanna von Choltitza juniora. Msza żałobna zgromadziła prawie wszystkich mieszkańców wsi. W następnym roku 1942 wśród 16. poległych znalazł się kleryk i drugi syn Hermanna von Choltitza – Wenzel. Śmierć synów bardzo mocno przeżyła ich matka Margarete. Choć była ewangeliczką, to uczestniczyła w uroczystościach żałobnych odbywających się w kościele katolickim. Mieszkańcy opłakiwali śmierć swoich bliskich i coraz częściej krytykowali politykę Hitlera. Płacili za nią straszną cenę. Łucja Thannheiser w wyniku donosu burmistrza trafiła do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, gdzie umiera. Jej urna z prochami została przywieziona do Niemysłowic i złożona w grobie w dniu 25 marca 1943 roku. W 1945 roku pojawiła się jednak informacja, że widziano ciało Łucji wśród więźniów oświęcimskich, którzy z wycieńczenia zmarli podczas „marszu śmierci” związanego z ewakuacją obozu. Prawdopodobnie nie mogąc kontynuować marszu z wycieńczenia została zastrzelona. W kolejnych dwóch latach 1943 - 1944 zginęło na wojnie kolejnych 32. niemysłowiczan. W związku ze śmiercią bliskich ludzie zbliżyli się do kościoła. Żołnierze wyjeżdżający na front przystępowali do spowiedzi i eucharystii, ksiądz Hirsch obdarowywał ich medalikami i książeczkami. Wysyłał im też na front inne druki religijne. Ponoszone klęski na froncie, wieści o mordach dokonywanych przez Rosjan na zajętych ziemiach Prus Wschodnich wywołały niepokój pod koniec 1944 roku wśród mieszkańców Niemysłowic. Mimo zapewnień władz o dobrym przygotowaniu Śląska do obrony, niektórzy zdecydowali się wyjechać w głąb Niemiec. Pozostali czekali na rozwój sytuacji.

TRAGICZNY ROK 1945

oczątek roku 1945 przyniósł kolejne porażki na froncie. W styczniu Rosjanie dotarli do granic Śląska. Przez Niemysłowice podążali wycieńczeni więźniowie obozów koncentracyjnych. Padający byli mordowani przez eskortujących ich esesmanów. W rowach wzdłuż drogi z Prudnika do Rudziczki co kilkadziesiąt metrów leżały ciała zamordowanych. Esesmani dokonali we wsi egzekucji kilkunastu więźniów. Oskarżono ich o próbę ucieczki. Ich ciała zostały przewiezione w okolice Łąki Prudnickiej i pochowane w lejach po bombach. Po wojnie ekshumowane spoczęły na cmentarzu komunalnym i żydowskim w Prudniku.

Ludność niemiecka w Niemysłowiacach czekała na rozkaz do ewakuacji. Nikt go jednak nie wydał. Niespodziewanie 17 marca wieś została zaatakowana przez wojska radzieckie od strony Rudziczki i Czyżowic. Pod ostrzałem rozpoczęła się chaotyczna ucieczka w kierunku Prudnika i Łąki Prudnickiej. Rosjanie ostrzelali wieżę kościoła, która została trafiona 6. pociskami artyleryjskimi i z dział czołgowych. Znajdujący się na niej żołnierze niemieccy zostali zabici. Przez kolejne godziny wieś została wydana na pastwę zwycięzców. Dokonywali oni mordów, gwałtów, grabieży, a kilka domów podpalili. Splądrowali kościół niszcząc ołtarz, rozbili tabernakulum, ukradli złote kielichy, ornaty, świece i wyposażenie świątyni. Podczas tego i kilku następnych dni zginęło kilkadziesiąt osób. Pochowano ich pod murem cmentarnym od strony wschodniej. Wśród ofiar walk byli żołnierze niemieccy, radzieccy, mieszkańcy wsi oraz robotnicy przymusowi.

Władzę nad wsią po opuszczeniu oddziałów frontowych przejęła komendantura rosyjska. Pod koniec kwietnia i na początku maja powracali do wsi uciekinierzy. Po podpisaniu kapitulacji przez hitlerowskie Niemcy 8 maja 1945 roku władze radzieckie zezwoliły na uporządkowanie kościoła i odprawienie nabożeństw majowych. Pierwsze ma miejsce 13 maja 1945 r. Uroczystości przewodniczył ksiądz Franz von Hirsch. W ciągu kolejnych dni władze nad powiatem prudnickim przejęli Polacy. W dniu 24 maja starosta prudnicki poinformował księdza Hirscha, że podczas nabożeństw nie może używać języka niemieckiego. Mimo tego zakazu pod koniec maja odbyła się pierwsza powojenna procesja Bożego Ciała dookoła kościoła. W dniu 4 czerwca do wsi przybył pierwszy polski sołtys Adolf Jaworski, i on wydał zgodę na odprawianie nabożeństw w języku niemieckim, co bardzo ucieszyło niemieckich katolików. Niepokój ich budziły jednak coraz częściej powtarzane informacje o możliwości wysiedlenia. Pod koniec czerwca i na początku lipca przybywają bowiem pierwsze transporty repatriantów z Kresów Wschodnich, z parafii Puźniki, położonej w powiecie buczackim, w województwie tarnopolskim. Zajmują oni najczęściej puste domy, do których nie powrócili ich dawni mieszkańcy. Dla nich 15 lipca odprawił pierwszą mszę w języku polskim ksiądz Ludwik Rutyna. W tym miesiącu rozpoczęły się żniwa. Ludność niemiecka pracowała we wszystkie dni tygodnia łącznie z niedzielami na polach pod nadzorem Rosjan. Niemcy nie mogli pracować w gospodarstwach Polaków. Za ciężką pracę otrzymywali do jedzenia tylko ziemniaki. We wsi wybuchła epidemia tyfusu. Chorowali Niemcy i Polacy. Umarło 10 osób. Dochodziło do coraz częstszych przypadków rabunku i grabieży mienia poniemieckiego. Dokonywali ich cywile - szabrownicy przebrani często za milicjantów oraz żołnierze Armii Czerwonej. Tak o tym pisał w swoim sprawozdaniu starosta w Prądniku (Prudniku) 25 sierpnia 1945 roku: „Codziennie meldunki donoszą o wypadkach zrabowania bydła, inwentarza martwego, o obrabowaniu mieszkań i gwałceniu kobiet. W jednym wypadku została zgwałcona kobieta ponad 60-letnia. W innym wypadku dziewczynka lat 15. Gminne posterunki Milicji Obywatelskiej (MO) meldują, że ostatnie rabunki po wsiach wzrosły w tak gwałtowny sposób, że są zupełnie bezsilni. (...) Ludność wiejska żyje w ustawicznym strachu i wiecznym pogotowiu. (...) Żołnierze Armii Czerwonej rabują na wielka skalę zajeżdżając autami pod domy i wywożą wszystko, co w mieszkaniu jest do wzięcia”.

W dniu 1 sierpnia 1945 roku nieoczekiwanie Rosjanie likwidują we wsi swoją komendanturę. Jednakże powracają następnego dnia, by dokonać omłotu zboża. Nie są w stanie tego zrobić, gdyż ktoś ukradł lub ukrył pas transmisyjny od młockarni. Tego też dnia osadnicy polscy otrzymują konie, które zostały wcześniej zabrane Niemcom. Następnego dnia Rosjanie próbują je repatriantom odebrać. Dochodzi do konfliktu, który niespodziewanie zażegnał generał Aleksander Zawadzki, który pojawił się przypadkowo w Niemysłowicach.

Ludność niemiecka została poinformowana przez władze polskie w Prudniku, że na mocy układów poczdamskich tzw. Wielkiej Trójki, czyli przywódców Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Związku Radzieckiego Polsce zostały przyznane ziemie do rzeki Odry i Nysy Łużyckiej. W związku z tym dnia 11 sierpnia Starostwo Powiatowe w Prudniku wydało rozporządzenie, mocą którego ludność niemiecka wsi miała o godzinie 7.30 stanąć przed swoimi domostwami z bagażem ręcznym o wadze do 20 kg celem przygotowania się do przesiedlenia. Ludność górnej części wsi umieszczono w domach osiedla, które odtąd zaczęto nazywać „gettem” (dziś jest to tzw. „osiedle słoneczne”). Mieszkańcy dolnej części wsi zostali rozlokowani w budynkach folwarku – dominium mieszczącego się przy drodze prowadzącej do Prudnika. Jedynie ksiądz proboszcz Franz von Hirsch, siostry zakonne, piekarz, kowal i organista mogli pozostać w swoich domach. Zwolnione domy miały czekać na repatriantów. Stworzyło to pole do dokonywania kolejnych grabieży, mających miejsce nocami. „Getto” dla ludności niemieckiej funkcjonowało w Niemysłowicach do połowy października. Wówczas wyjechała większa ich część. Osiedlili się oni na terenie późniejszej Republiki Federalnej Niemiec (RFN-u), choć ksiądz Hirsch wybrał teren przyszłej Niemieckiej Republiki Demokratycznej (NRD).

W 1945 roku zmarło w skutek działań wojennych, rozstrzelania, z wycieńczenia, chorób 83 niemieckich mieszkańców Niemysłowic. Dodatkowo należy w tym miejscu wspomnieć jeszcze o innej smutnej sprawie. Władze polskie aresztowały, a następnie skierowały do obozu pracy w Łambinowicach również Niemców z Niemysłowic. W dniu 9 października został aresztowany Richard Steiner, a 29 października Johann Kotzen. Niestety, ten pierwszy nie wytrzymał warunków obozowych i zmarł w maju 1946 roku, natomiast ten drugi został przekazany do Centralnego Obozu Pracy w Jaworznie. Przeżył i wyjechał do RFN- u. Zmarł 5.11.1975 roku w Neheim-Hüster. Najtragiczniejszy los spotkał niemieckiego burmistrza Niemysłowic. I on trafił do Łambinowic. Został zamordowany przez jednego z polskich wartowników. Jeden ze świadków tak opisał ten fakt: „Burmistrz z Buchelsdorf Fischer został zamordowany, gdyż był „wysoki jak SS-man”. Wartownik Józek bił go sztachetą tak długo, aż z głowy zaczęła płynąć krew, a maltretowany oddał ducha”. Działo się to, kiedy komendantem obozu był Czesław Gęborski, przeciw któremu toczy się obecnie proces sądowy dotyczący zaistniałych zbrodni w obozie. Tych trzech niemieckich niemysłowiczan aresztowano pod zarzutem przynależności do organizacji faszystowskich i pełnienie funkcji państwowych w czasach hitlerowskich.

W czerwcu 1946 roku wyjechali ze wsi pozostali Niemcy. Rozpoczyna się dla niej nowy okres związany z repatriantami przybyłymi z Puźnik. Okres wspólnego współistnienia dwóch narodowości we wsi jest różnie oceniany. Niemcy nieufnie patrzyli na Polaków. Bali się zemsty za wywołaną i przegraną wojnę, która jednocześnie sprawiła, że puźniczanie wbrew swej woli musieli opuścić swoje domostwa i trafili na Śląsk. Opuszczenie domów i izolacja ich w „getcie” jeszcze bardziej pogłębiła uraz do „przybyszów – intruzów”. Z kolei Polacy po przejściach na wschodzie nie byli chętni do zaakceptowania swojej sytuacji. Wielu miało nadzieję, że jest to stan przejściowy, po którym pozwoli się im wrócić na pozostawione ojcowizny, na groby bliskich zamordowanych przez ukraińskich nacjonalistów. Tylko nieliczni wiązali swoją przyszłość z nową wsią, chcąc zapomnieć tragiczne przejścia z lutego 1945 roku.

Wg. opracowania Agaty i Franciszka Dendewicz